Wielkanocna pasta do butów

wielkanocna pasta do butów

Są dwa rodzaje tradycji. Ta podręcznikowa. Pisana przez duże T. Dostojna. Szumna. Poważna. Niezmienna w perspektywie pokoleń. Przesiąknięta historią, rytuałami przodków. I ta domowa. Czytelna dla wąskiego grona. Wykuta w ogniu domowego ogniska. Pielęgnowana z radością i przymrużeniem oka. Jak seans Kevina na Boże Narodzenie. Wielkanoc też ma swojego Kevina. W moim domu przybrał własną postać. To wielkanocna pasta do butów.

Pokoleniowy znak rozpoznawczy

Są dwie możliwości. Albo też macie taką metalową puszkę w domu i kiwacie właśnie głową z zastygłym na twarzy uśmiechem i rozchodzącym się po trzewiach ciepłem pt. „znam to”. Albo wykrzywiacie twarz w grymasie “że co?” I nie macie pojęcia do czego to przypiąć. Święconki? Zajączka wielkanocnego? 

Sama zastanawiam się, jak to jest. To Wielkanocna nisza? Regionalizm? Czy może pokoleniowy znak rozpoznawczy? Może z tym pudełkiem jest trochę jak z kredkami? Są ludzie, którym w dzieciństwie służyły do rysowania. I tacy, którzy używali ich do przewijania kaset magnetofonowych, kiedy odtwarzacz niedomagał. 

Jakby nie było, wierzę, że są wśród Was tacy, którym nie trzeba tłumaczyć, że pudełko po paście do butów służy w Wielkanoc do malowania jajek.

Wielkanocne dejavu

W moim domu Wielkanocne, przekazywane z pokolenia na pokolenie dejavu to malowanie jajek. Żadne tam wydmuszki, wydrapanki, wyklejanki. U nas od zawsze królował wosk i klasyczne pisanki. Zestaw do malowania to właśnie wosk przechowywany w opakowaniu po paście do butów (nadaje się do podgrzania na kuchence) i szpilki “z łebkiem” nabite na kredki z połamanym gryflem w roli pisaków. Zestaw obowiązkowy i niezmienny. Ten sam od trzydziestu lat. 

Pomalowane tym zestawem pisanki z namaszczeniem wrzucamy do słoików po ogórkach lub majonezie i farbujemy. Po domu oprócz zapachu sernika i żurku rozchodzi się wątpliwy aromat octu. On wieńczy dzieła. Ogłasza wszem i wobec, że już święta. 

wielkanocna pasta do butów

Wielkanocne eko-trendy

Dopiero w dobie rosnącej eko-świadomości, czasach hołubienia DIY i recyklingu, człowiek dostrzega, że nawet nieświadomie pielęgnuje w domu ekologiczne tradycje. Bo taki wymiar miało nie tylko znalezienie nowego zastosowania dla pudełka po paście do butów i starych kredek, ale i używanie naturalnych barwników do farbowania pomalowanych woskiem jaj. 

Dowiedz się jak działa Lobby ekologiczne.

Eko – kolory

Naturalne farbowanie jaj jest bardzo proste. Zdziwicie się, ile ekologicznych barwników chowa się w kuchennych zakamarkach, i jak dużo kolorów możecie z nich uzyskać.

  • Kolor Żółty zapewni kurkuma lub curry. Wystarczy 1 łyżka przyprawy. 
  • Pomarańczowy uzyskacie dzięki łupionom cebuli. Przygotujcie się na łzy przy obieraniu 4,5 sztuk.
  • Kolor brązowy dadzą łupiny z czerwonej cebuli lub esencja z czarnej herbaty (2 torebki).
  • Różowy barwnik uzyskacie, gotując tarkowane surowe buraki (1 szklanka) z dodatkiem malin (pół szklanki). 
  • Kolor niebieski da poszatkowana czerwona kapusta (1 szklanka wystarczy, resztę możecie schrupać)
  • Zielony kolor zapewni natka pietruszki (pęczek) i szpinak (szklanka).

Przygotowanie kolorowego wywaru jest proste. Ale warto zabrać się do tego wcześniej. Naturalny barwnik wystarczy włożyć do garnka i zalać szklanką wody (lub taką ilością, by woda przykryła wszystkie składniki). garnek odstawiamy na 24h. Dzięki temu kolor będzie bardziej intensywny. Po tym czasie gotujemy wywar przez 15 minut (uważając, żeby nie wyparował). Zdejmujemy z ognia i dodajemy ocet (1 łyżka na każdą szklankę wywaru). Przecedzamy.

W uzyskanej w ten sposób esencji barwimy ugotowane wcześniej jajka. Wystarczy zanurzyć je w gorącej kolorowej cieczy w tradycyjnym słoiku po majonezie i zostawić do wystygnięcia.

Ostatni szlif

Po farbowaniu zostaje już tylko usunięcie wosku z jajek. Wystarczy do tego świeczka i kawałek ścierki. Wosk podgrzewamy nad płomieniem, uważając żeby nie przypalić jajka (praktyka czyni mistrza. Po kilkudziesięciu osmalonych pisankach w końcu udaje się ich nie okopcić).

Jak dbać i jak często wymieniać szczoteczkę do zębów.

Eko-patenty

Może i Wy macie jakieś domowe eko-patenty? Niekoniecznie Wielkanocne.

U mnie codziennym numerem jeden jest bambusowa szczoteczka do zębów. Po dwóch miesiącach czyszczącej zęby służby, “przebranżawia się” na eksperta ds. łazienkowych fug.

Numer dwa to “jeszcze nie noszone, a już porwane rajstopy” (to zazwyczaj ta ostatnia, niezbędna w danym momencie para, mieszkający w szufladzie dowód na złośliwość rzeczy martwych). Lądują w koszu dopiero, kiedy odbębnią służbę jako papiloty do kręcenia włosów, albo kuchenny zestaw do odsączania ziemniaków, żeby zrobić kartacze. (Kto był na Mazurach, ten wie. Są pyszne).

Wesołych eko-świąt.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

*

*